Jeździec: Rivienne
Koń: Kenshi[han.]
Rodzaj treningu: skokowy, kondycyjny
Czas: 1,5h
Miejsce: Kryta hala AlchalaValley


Dziś zimny dzień, zima wpadła pełną parą, mróz, aż nosy zamraża. Ale to nie przeszkodziło mi w tym, aby dziś popracować z moją ulubienicą. Wstając rano od razu miałam myśl w głowie, że ten trening musi być udany. Nie zastanawiając się dłużej, zeszłam na dół z sypialni do kuchni by przygotować pożywne śniadanie i wypić mocną kawę, która utrzyma mnie w dobrym stanie koncentracji, by nie popełnić żadnych błędów. Od progu spotkałam Annę.
-Wybierasz się gdzieś dzisiaj, że tak wcześnie panna wstała?-spytała z uśmiechem.
-Heh, tak, zamierzam dziś wycisnąć dobre umiejętności z Kenshi-odpowiedziałam, popijając łyk gorącej kawy.
-Może i ja się dołączę, trenując innego podopiecznego?-spytała z zaciekawieniem.
-Nie, naprawdę nie trzeba, chcę mieć dzisiaj całą hale tylko dla siebie.-uśmiechnęłam się.
Anna tylko przytaknęła i wróciła do swoich codziennych zajęć związanych z księgowością stadniny. Kończyłam pić kawę i jeść śniadanie, po czym szybko wskoczyłam z jeździeckie ubranie i pędem popędziłam do stajni, przebijając się przez atmosferę niemiłosiernego mrozu.. Na miejscu odrazu było cieplej i przyjemniej. Witając się z pracownikami utrzymania czystości w stajni, udałam się do boksu Kenshi, gdzie ta stała całkiem znudzona..
-Ojjj przyda ci się dzisiaj odrobina ruchu, moja droga.-szepnełam do klaczki.
Ta jak gdyby nigdy nic, chyba mnie zrozumiała bo aż parskneła, niecierpliwie machając głową w górę i w dół. Aż miło było popatrzeć i trochę się pośmiać. Chwyciłam za niezbędne wyposażenie do treningu, i zaczęłam ją "ubierać", stała nadzwyczaj spokojnie. Chwyciłam za wodze i ruszyłyśmy w stronę hali. Cudnie, cała powierzchnia tylko dla nas, a przeszkody były już ustawione.
-Nooo... lepiej być nie mogło, jeszcze tylko muzyki brakuje.-szepnełam do siebie.
Po czym z głośników które znajdują się na każdej ścianie hali, wydobyła się cicha, relaksująca muzyka. Spojrzałam w górę a tam nie kto inny jak mój luby-Dominik.
-Skąd wiedziałam że to akurat Ty?-spytałam unosząc lekko brew.
-Masz niesamowitą intuicję.-rzucił.
-Znasz w myślach moją każdą zachciankę.-odpowiedziałam, a Kenshi zaczeła się już niecierpliwić.
-No widzisz, sama wiesz najlepiej, ruszaj na tor i nie gadaj tyle.-pokazał ręką na tor przeszkód.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, zaczęłam z klaczkę lekki trening, kilka kółeczek w kłusie i wolnym galopie na powierzchni całej hali, pod okiem mojego "przybranego", ukochanego nauczyciela, który uwielbiał komentować co robię źle, ale przyzwyczajenie robi swoje i po czasie wcale to mi nie przeszkadza ani nie irytuje;).
Kenshi nadzwyczaj świetnie reagowała na wodze, płynnie się poruszała, i nie wierzgała niepotrzebnie, była bardzo skupiona, co mi jako jej właścicielce bardzo zaimponowało i wywołało uczucie dumy. Po krotkiej rozgrzewce na początek, przeskoczyłyśmy małą kopertę, płynnie ją pokonała, lekko odbijając się od ziemi. Zrobiłyśmy jeszcze jedno małe kółeczko i ruszyłyśmy do boju. Na sam początek dwie, skromne koperty. Kenshi utrzymała tempo i nawet się nie potkneła, takie przeszkody to dla niej pikuś. Większy odstęp, i ruszyłyśmy na przeszkodę 90cm, Kenshi nawet nie musiała brać większego rozbiegu by bez żadnych trudności ją przeskoczyć. Poklepałam ją po szyi i pospieszyłam na następną przeszkodę, tym razem 115 cm. Klaczka nieco bardziej się rozpędziła, troszkę mocniej odbijając się mocnymi kończynami od ziemi, i znów płynnie pokonała przeszkodę. Ostry skręt w lewo i następna o wysokości 115 cm, szybki, pełny galop i mocniejsze wybicie pozwoliły jej na nie strącenie przeszkody. Możliwość dłuższego galopu między przeszkodami pozwoliła jej na dobre podejście do następnej 125cm przeszkody, Kenshi mocno się rozpędziła i trochę za wcześnie się wybiła, po czym myślałam że napewno ją strąciła, ale moim oczom ukazała się nie naruszona przeszkoda, ucieszyłam się. Galopowała dalej na dwie przeszkody o wysokości 90 i 125 cm, ustawione w małej odległości obok siebie. Miałam wrażenie że albo się wystraszy, albo mnie zrzuci, albo ich nie przeskoczy i zrzuci belkę. Popędziłam ją, zrozumiała i zaczeła biec twardym galopem, moment odbicia był świetny, z odpowiedniego miejsca, jednak przy drugiej przeszkodzie 125 cm, zaraz po 90cm.. strąciła jedną belkę, nie złapała tempa co spowodowało ten błąd. No nic, spróbujemy następnym razem. Przed nami ostatnia przeszkoda 135 cm, z tej klasy co powinna bez problemu skakać. Stała na samym końcu, szybki galop, i znów poczułam tą siłę w jej odbiciu od ziemi, wydłużyłam jej maksymalnie wodze, co pozwoliło klaczce wydłużyć szyję i całe ciało, w płynnym skoku, twarde lądowanie, ale udało się, nie tkneła nawet belki. Uśmiechnełam się sama do siebie i poklepałam klaczkę, tuląc się do niej i w nagrodę dając kostkę cukru. Pogalopowałyśmy jeszcze trochę i zsiadłam z niej. Na dole pojawił się Dominik.
- Jestem z was dumny.-mówił, klepiąc Kenshi po szyi.
-A ja najbardziej z niej.- popatrzyłam na zdyszaną klaczkę.
-Gdyby nie Ty, Kenshi nie miałaby tak świetnej techniki skoku, którą w niej obudziłaś i nauczyłaś.- przytulił mnie.
-Chodźmy do domu..- uśmiechnełam się, Dominik chwycił wodze i prowadził klaczkę z powrotem do boksu.
Pracownicy stajni zajęli się nią, ciepły prysznic, miska świeżej paszy jak i wody, i zasłużony odpoczynek. Z Dominikiem udaliśmy się do domu, na ciepłą herbatę i pyszną szarlotkę..
Trening mega udany :).





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz